Audi A7 mnie oszukało…
Ostatnimi dniami pojeździłem sobie kilkoma audicami. Podczas jazdy A7 w klekocie prezenter prosił abym zrobił szybki start od zera do steki. Więc wcisnąłem do deski gaz i hamulec, po czym puściłem heble. Auto pojechało gładko, diesel mruczał, tiptronic sprawnie żonglował biegami.
– … i jak Ci się podoba?
-…no idzie, ale szału nie ma.
– stary, czym ty jeździsz, że jak auto robi setką w niewiele ponad 5 sekund to mówisz, że nie ma szału?
I tu mi kopara opadała. Pneumatyka i pakiet dźwiękoszczelny sprawiły, że w tym samochodzie nic nie czuć. Napęd quattro z ogumieniem 275mm odpycha auto bez jakiekolwiek nerwowości, wyrywania kierownicy, czy uślizgów. A fotel mięciutko obejmuje ciało maskując przeciążenie. Naprawdę czułem się, jakbym film z jazdy oglądał w telewizji, a nie prowadził auto.
Potem zrobiło mi się trochę smuto – po co robić coupe, w którym nie czuć jazdy. Nie słychać silnika. A na kierownicy zamiast nawierzchni jest sztucznawy opór elektrycznego systemu Servotronic…
Przewaga dzięki technice zabiła prostą radość z jazdy.
Samochód bez uczuć.
Choć jak dłużej nad tym pomyślałem to chyba po prostu nie jeszcze dorosłem do takiego auta. Auta w którym komfort podróżowania wywindowano na bardzo wysoki poziom. W którym pneumatyczne zawieszenie zapewnia izolację od nawierzchni niezależnie od jest stanu. W którym podwójne szyby nie przepuszczają dźwięków z zewnątrz. W którym konturowe fotele relaksują masażem. I w którym wysoką moc mają okiełznać systemy bezpieczeństwa, asystenci tego i owego, a w ostateczności poduszki i strefy zgniotu, a nie białkowec siedzący na fotelu kierowcy.
Ta wersja Audi A7 jest przeznaczona dla klientów, których kręgosłupy dostały już w kość, a liczne plomby w zębach mają tam pozostać. Dla osób, dla których sport sprowadza się do podobieństwa nadwozia do wersji RS7. Dla majętnych, którzy chcą zachować pozory, ale nie życzą sobie bycia sponiewieranym przez auto o torowej konfiguracji.
Bo najpewniej właśnie tacy klienci stanowią trzon sprzedaży Audi A7.
Dodaj komentarz