Coyote – czy warto płacić za asystę?
Jeśli coś jest do wszystkiego to jest do niczego.
Ta stara prawda przemawia do zainstalowania zamiast smartfonu – wyspecjalizowanego asystenta podróży, który ostrzeże zarówno przed zagrożeniami drogowymi, jak i fotoradarami i policją.
I Coyote mini dobrze się do tego nadaje – nie zasłania wiele szyby, ma wyraźny ekranik i bardzo czuły odbiornik GPS (bez problemu działa przez ogrzewaną szybę, dodatkowo metalizowaną – IR, solar).
Zamknięty system z wiarygodnymi zgłoszeniami od 5 mln użytkowników i działający w całej Europie. Czy to nie brzmi kusząco?
Z tą tezą wybrałem się na przejażdżkę po Niemczech, Czechach, Austrii, Włoszech i Polsce przez 3 tys km sprawdzając Coyote mini w akcji.
Jak to działa można zobaczyć na filmiku producenta:
Urządzenia oparte na społeczności są tak dobre, jak wiarygodna i liczna jest społeczność ich używająca,
Wadą systemów otwartych jest duża liczba błędnych / nieaktualnych zgłoszeń. W teorii informacje z Coyote miały być wyższej jakości. Jednak w praktyce to nie wyszło – liczba aktywnych użytkowników tego systemu jest tak niewielka, że wielokrotnie system nie wiedział o zdarzeniach, o których ostrzegały konkurencyjne systemy. A nawet pasywna nawigacja zasilana danymi z TMC.
Wartościowym rozwiązaniem jest podanie liczby użytkowników systemu będących w pobliżu oraz ocena wiarygodności najbliższego użytkownika.
Niestety we Włoszech i Czechach użytkowników było zero, co czyniło asystenta praktycznie bezużytecznym.
Coyote podaje dopuszczalną prędkość na danym odcinku i alarmuje o jej przekroczeniu. Niestety nad wyraz często system podawał błędne ograniczenia. Podczas gdy w tym samym miejscu Here i Waze były bezbłędne.
We Włoszech na przełączy Bernera Coyote pokazywał 130 km/h podczas ograniczenia do 110 km/h
W Niemczech na ograniczeniu do 120 km/h pokazywał brak ograniczenia.
Na Gierkówce pozwalał jechać setką w miejscach gdzie obowiązywała siedemdziesiątka.
Sytuacja powtarzała się na tyle często, że przestałem zwracać uwagę na informacje o ograniczeniach.
O radarach stacjonarnych oraz rejestratorach przejazdu na czerwonym świetle Coyote informował w tych samych miejscach, co inne systemy.
Ale w wielu włoskich miejscowościach fotoradary rozstawione są bardzo licznie (grube słupki z napisem speed check). W tym wypadku Coyote ograniczał się do podania informacji, że miasto jest monitorowane.
Niewielka liczba użytkowników przekłada się też na gorszą wiarogodność komunikatów – w Niemczech Coyote informował mnie o nieistniejącym korku.
Wysyłanie ostrzeżeń o fotoradarach jest dostępne z klawiszy bezpośredniego dostępu.
Aby wysłać innego rodzaju zgłoszenie trzeba nacisnąć środkowy przycisk, następnie klikać przycisk przewijania do właściwej ikonki a następnie je zatwierdzić . Trwa to kilka sekund, podczas których uwaga kierowcy skierowana jest na ekraniku zamiast na drodze. Ja bałem się wysyłać zgłoszenia o utrudnieniach podczas jazdy. Wysyłałem tylko info o korkach, bo wtedy stałem.
Być może dlatego ów niemiecki korek wciąż wirtualnie istniał.
Wewnętrzny akumulator Coyote mini pozwala na około 3 godziny pracy urządzenia.
Użytkowanie Coyote nie jest tanie: urządzenie mini kosztuje niecałe 500 zł, a miesięczny abonament – między 30 a 40 zł (w opłacie jest zawarty koszt transmisji danych).
Głównym kryterium oceny asystenta jazdy jest dla mnie skuteczność. I z przykrością muszę stwierdzić, że na mojej trasie skuteczność Coyote była niska.
Z przykrością – bo system jest oparty na szczytnych założeniach – europejski zasięg, weryfikacja wiarygodności zgłoszeń, informacja o liczbie użytkowników bezpośrednio przed nami. Zapewnienie kierowcy komfortowych warunków podróżowania – taka esencja informacji z CB-radia.
Być może gdybym jechał gdzie indziej byłoby lepiej. Albo gorzej. Tego nie wiem.
Choć trochę wiem, bo na stronie https://www.moncoyote.com/info-trafic można podejrzeć rozmieszczenie użytkowników na terytorium Francji.
Chcąc porównać liczbę użytkowników Coyote z otwartym systemem Waze na stronie https://www.waze.com/pl/livemap podejrzałem sobie centrum Paryża to samo popołudnie.
Nie wszystkie testy kończą się potwierdzeniem tezy. Bo w końcu po to są, by ją weryfikować. Niestety w tym wypadku muszę przyznać, że jeśli coś jest to wszystkiego, to faktycznie tak jest.
…i powiesić smartfon z Waze na szybie 🙁
Dodaj komentarz