Suzuki Swift – przymykając oko na minusy…
Chyba statystyczny Japończyk ma krótsze nogi / dłuższe ręce od przeciętnego Europejczyka, bo nie mogłem dopasować się do auta pozbawionego osiowej regulacji kolumny kierownicy. Drugą wadą jest brak regulacji podparcia lędźwiowego w fotelach. I chyba wielu osobom to doskwiera, bo w sprzedaży są poduszki lędźwiowe do swifta.
A skoro wady są już za nami – kolej na zalety.
Analogowy
W Suzuki Swift nie ma ekranów dotykowych, sterowania gestami, gładzików i innych nietrafionych wynalazków ostatnich lat. Jest analogowo – przełączniki są fizyczne i nie trzeba odrywać wzroku, aby przeklikiwać się przez ustawienia menu. To mi się podoba.
Oczywiście guzikologia według starej szkoły nie przeszkadza nowoczesności – jest bluetoth, sterowanie z kierownicy głównymi funkcjami, rozbudowany komputer podkładowy i system start-stop.
Pseudohybryda
Układ hybrydowy z maleńką baterią jest zwykle stosowany zaoszczędzenia grama CO2 w testach WLTP. Kiedy zobaczyłem na klapie napis hybrid podchodziłem do auta jak pies do jeża. W Swifcie nie można na samym prądzie przejechać ani metra. Przy dynamicznym ruszaniu nie czuć kopnięcia powodowanego przez wysoki moment silnika elektrycznego. Ale czuć dużo szybsze wytracanie prędkości podczas ładowania bateryjki. I prawdopodobnie dzięki silniczkowi elektrycznemu układ auto start-stop działa wyjątkowo dobrze i zupełnie nie przeszkadza w codziennym użytkowaniu. Jeśli jest wciśnięte sprzęgło ASS nie gasi silnika i nie ma mowy o niespodziance np. przy włączaniu się do ruchu. Z drugiej strony rozruch jest mało wyczuwalny i błyskawiczny – trwa tyle, ile wciska się sprzęgło.
To prowadzi do kolejnej zalety:
Spalanie
Nie wiem ile w tym zasługi pseudohybrydy, ile ASS a ile bardzo niskiej masy autka (około 900 kg) ale Suzuki Swift jest bardzo oszczędny. Po mieście spalił śmieszne 5,6 l/100 km (słownie: pięć i sześć litra na setkę) i nie jeździłem, jak przysłowiowy emeryt. Poza miastem wcale nim nie jeździłem. Do tego wolnossąca czterocylindrówka brzmi lepiej od trzycylindrowej konkurencji. I cale szczęście, bo Swift nie jest dobrze wyciszony. Na wyskokach obrotach w kabinie jest głośno. Wyciszenia praktycznie nie ma. Jako auto do tylko miasta jest to do przełknięcia, jako auto wszechstronne – lepiej wybrać coś droższego.
Frajda z jazdy
Podcięta od dołu kierownica, możliwość ustawienia fotela (z przyzwoitym trzymaniem bocznym) naprawdę nisko, bardzo mały promień skrętu i jędrne zawieszenie sprawiają, że Suzuki Swift fajnie się jeździ. Auto wydaje się być szybsze niż na papierze, w miejskiej jeździe jego moc jest zupełnie wystarczająca.
Muszę podkreślić, że niektórzy mogą mieć zarzut, że auto jest odrobinę za twarde i wyraźnie komunikuje niedoskonałości nawierzchni. Ale mi taki charakterek samochodu właśnie się podoba. Miła odmiana po nijakich miejskich maluchach. Autko jest bardzo zwinne i ma w sobie coś z gokarta.
Wyposażenie
Wersja otwierająca cennik jest zaskakująco dobrze wyposażona. Ma przyzwoite ledowe światła mijania, radarowy alarm kolizyjny, ledowe tylne lampy, centralny zamek, skórzaną kierownicę, rozbudowany komputer pokładowy, a nawet tempomat z limiterem. Nazwanie podstawowej wersji „premium” broni się. Warto jednak rozważyć dołożenie 5 tys. zł (w promocji) do wersji Premium Plus – komplet asystentów bezpieczeństwa, grzane fotele, i system multimedialny z ApleCarPlay / Android Auto są warte tej ceny. Wisienką na torcie jest dwukolorowe malowanie za 3090 zł.
Plastiki w kabinie są twarde. Nie trzeszczą, są dobrze spasowane. Ale wykończenie jest zbyt prymitywne – esteci z pewnością wybiorą konkurencję prezentującą się w tym kryterium wyraźnie lepiej.
W niektórych miejscach oszczędności rzucają się trochę w oczy – górna część klapy bagażnika nie jest osłonięta dekorami.
Szkoda, że w końce rynienki nad radiem trzeba zatykać gumą do żucia aby telefon nie wysuwał się z niej na zakrętach.
Przestronność kabiny
Jak na tak krótkie autko, w środku jest całkiem przestronnie. Totalnie zaskakuje ilość miejsca na kanapie. Mam 176 cm wzrostu i test siadania samemu za sobą wypadł nadspodziewanie dobrze – miejsca na nogi jest więcej niż wystarczająco.
Jednak pod fotelem kierowcy są umieszczone elementy systemu hybrydowego i przestrzeni na wsunięcie stóp jest niewiele. Pod fotelem pasażera nie ma tego problemu.
Zagadka dużej kabiny rozwiązuje się po otwarciu klapy bagażnika – to jego kosztem powiększono przestrzeń pasażerską. Mięci się w nim tylko 265 litrów (579 po rozłożenie oparć – minus za nierówną podłogę). Jak na mieszczucha ok, jednak konkurencja jest odrobinę bardziej pojemna.
Porównując z …
Suzuki Swift ma tak dobrą cenę, że bardziej jest rozważany jako alternatywa dla najmniejszych aut miejskich (segment A np. Aygo, C1). Najtańsze auta segmentu B (golasy) kosztują podobnie, jednak Swift miażdży je wyposażeniem.
Widać, że Suzuki dobrze wypatrzyło niszę na swoje auto. Ale wcześniej niszę tę odkryła także Dacia. Sandero III za podobne pieniądze oferuje jeszcze więcej samochodu. Choć przy dorzucaniu elementów wyposażenia cena Dacii idzie szybo w górę. Przy tej potyczce, poza potrzebą klienta, znaczenie będzie miała polityka rabatowa obu firm. Na zeszłoroczne Swifty jest 5 tys. zł rabatu, co obniża cenę do 48 500 zł. Oczywiście Suzuki objęte jest 3 letnią gwarancją.
Dodaj komentarz