E-golf – cudownie zwyczajny!
Ile kosztuje przejechanie 100 km benzynowym golfem?
To zależy gdzie kupujesz paliwo.
Jeśli w Wenezueli – jeździsz za darmo!
Jazdę po norweskich miastach będzie cię natomiast kosztować ponad 60 zł / 100 km (zakładam spalanie 9l na setkę)
Elektryczny golf ma tę przewagę nad swoim benzynowym bratem, że aby poznać rozpiętość cen podróżowania nie trzeba włóczyć się po świecie. Wystarczy jedno średniej wielkości miasto.
W mojej testówce średnie zużycie energii z jazd miejskich (w trybie normal) wyniosło 20.2 kWh / 100 km. Dużo więcej niż podaje producent (między 13,2-14,1 kWh/100 km), być może dlatego, że były upały i klima chodziła na maxa.
Jeśli ładować z darmowych ładowarek – będzie, jak w Wenezueli. I podobnie, jak w Wenezueli często będzie trzeba poczekać w kolejce do prądu za friko.
Jeśli z komercyjnych (szybkie ładowanie bez rejestrowania użytkownika) – 46 zł.
Najczęściej jednak auto ładuje się przez kilkanaście godzin w domu, co kosztuje około 12 zł/100 km.
No chyba, że jesteś posiadaczem fotowoltaiki. Zamortyzowanej fotowoltaiki. Wtedy masz Wenezuelę bez kolejek.
E-golf ma też wadę. Jest cichy. W trasie byłaby to zaleta. Ale e-golf ma za mały zasięg by ciąć nim po trasach. Jego żywiołem jest miasto. A w miesicie są piesi. I wielu z nich gapi się w telefon.
Już na pierwszej jeździe jeden z nich wyszedł mi wprost przed maskę. Był przed pasami. Stał i gapił się w ekran. Ja też stałem, chcąc go przepuścić. Po kilkudziesięciu sekundach straciłem cierpliwość i ruszyłem. Pieszy też.
Poza tym e-golf jest cudownie zwyczajny. Inżynierowie zaprojektowali go tak, aby jak najmniej odróżniał się od swoich spalinowych odpowiedników. I to jest wspaniale – nie ma w nim żadnych udziwnień, po prostu Das Auto.
Ergonomia, fotele, obsługa, widoczność, pozycja za kierownicą – zostały przejęte od spalinowego brata i są na najwyższym poziomie. Przejęty też został nieco nudnawy styl kokpitu – każdy, kto kiedykolwiek jeździł VW będzie się czuł, jak w domu. Wrażliwy kierowca podczas gwałtownych zmian kierunku jazdy wyczuje nieco inny rozkład masy. Jednak zawieszenie zostało dobrze zestrojone – na nierównościach nie czuć większej masy auta. Wyraźnie odczuwalny jest za to mniejszy bagażnik – zaledwie 341 litrów.
Bez zaglądanie pod maskę ciężko poznać jaki silnik napędza to auto. No chyba, że bystro oko dostrzeże emblematy z niebieskimi motywami. Niebieskimi jak niebo.
…że tak ekologicznie?
Z pozoru e-golf to auto bezemisyjne. Niemieccy naukowcy pod kierownictwem Christopha Buchala z Uniwersytetu w Kolonii ostatnio policzyli ile dwutlenku węgla wymaga produkcja akumulatorów samochodu elektrycznego. Tak się składa, że wydobywanie i przetwarzania litu, kobaltu i manganu jest koszmarnie energochłonne. I wodochłonne. Nowa bateria do średniej wielkości auta jest obciążona na „dzień dobry” 11-15 tonami dwutlenku węgla. Tyle CO2 wyrzuca z siebie benzynowy golf przez 85-115 tys. km. Rzecz jasna, z czasem coraz więcej surowców będzie pochodziło z recyklingu starych baterii i obciążenie CO2 będzie mniejsze.
Wtyczkowóz używany w Polsce jest de facto autem na węgiel. A obecnie używane w Polsce elektrownie węglowe mają sprawność od 30% do 43%, czyli mniej więcej taką, jak silniki spalinowe.
Tyle, że pozyskanie jednostki energii z węgla obarczone jest około 20% większą emisją CO2 niż z ropy naftowej.
Na szczęście E-golf ma bardzo małą bateryjkę (35,8 kWh) i nawet jeśli jest ona ładowana tylko bateriami słonecznymi to i tak nie jest tak niebiesko. Tzn. zielono.
W zamian za zaoszczędzone kilogramy dwutlenku węgla VAG sprzeda upojnie bulgoczące V8, które „skonsumuje” tę lokalną bezemisyjnać e-golfa, aby oba auta razem mieściły się w ramach unijnych limitów emisji.
Masz V8? Masz V6/R6? Masz mocne R4? Podziękuj e-golfowi, że możesz (jeszcze) cieszyć się swoim autem.
Odsuwając jednak na bok wszelkie dywagacje o wpływie na środowisko oraz koszta (e-golf nie jest wyjątkiem i jest dużo droży w zakupie od spalinówki) jestem bardzo przychylnie nastawiony do tego wtyczkowozu. Jako samochód do jeżdżenia po mieście świetnie się sprawdza. I tylko kwestią czasu (..i spadku cen baterii) jest kiedy staną się tak często widywane na ulicach, jak priusy.
Tekst nie jest elementem współpracy z producentem ani dystrybutorem. Żaden podmiot nie miał wpływu na wyrażane przeze mnie opinie.
Dodaj komentarz